Nie tak to miało wyglądać. Doping na Narodowym nie spełnił oczekiwań


Mecz z Litwą miał być przełomem w sprawie aktywnego wspierania naszych kadrowiczów. Niestety, test został oblany

22 marca 2025 Nie tak to miało wyglądać. Doping na Narodowym nie spełnił oczekiwań
Oskar Foltyński

Nie bez powodu Stadion Narodowy przy okazji zgrupowań reprezentacji Polski jest nazywany „Teatrem Narodowym”. I to wcale nie w pozytywnym kontekście. Atmosfera w Warszawie od kilku lat nie może równać się z tym, co prezentują polscy fanatycy podczas meczów ligowych. Skoro na Węgrzech da się zorganizować doping na bardzo dobrym poziomie, to czemu nie da się tego zrobić w Polsce? Doping na Narodowym – a w zasadzie jego brak – czyli temat wielokrotnie nagłaśniany przez media, wreszcie doczekał się przełomu.


Udostępnij na Udostępnij na

11 lutego Cezary Kulesza poinformował kibiców za pomocą portalu X o tym, że mecze drużyny narodowej już nigdy nie będą takie same. Miało o to zadbać nieco tajemnicze stowarzyszenie „To My Polacy!”. Stowarzyszenie zostało zarejestrowane w KRS 3 lutego, czyli ledwie osiem dni przed ogłoszeniem współpracy z PZPN.

Do meczu z Litwą grupa osób działających pod szyldem „To My Polacy!” podejmowała próby stworzenia niezapomnianej atmosfery podczas meczów wyjazdowych. W pamięci polskich kibiców zapadły na pewno przemarsze podczas Euro 2024, kiedy to w Hamburgu i Berlinie stworzono kapitalne kibicowskie widowiska. Kilka tysięcy osób, śpiewy, pirotechnika. Polscy kibice wreszcie byli dwunastym zawodnikiem. Ci sami ludzie mieli się wziąć za organizację dopingu na meczach domowych. Logiczne więc, że wiele osób oczekiwało, iż uda się stworzyć choćby namiastkę tego, co było w Niemczech

Wątpliwości, czyli wirtualna siedziba oraz osoba z Dubaju we władzach

Wokół stowarzyszenia powstały też inne wątpliwości. Szymon Jadczak zwrócił uwagę na siedzibę „To My Polacy!”, która mieści się w wirtualnym biurze w centrum Warszawy. Ponadto we władzach organizacji znajduje się biznesmen z branży deweloperskiej z rezydencją w Dubaju.

To jest trochę nierzetelność dziennikarska. Ktoś sprawdził coś bez weryfikowania. Jeden z naszych członków jest biznesmenem i ma rezydencję podatkową w Dubaju. Ma do tego prawo. Siedziba? Nikt nam w niczym nie pomaga. Biuro w Warszawie to nie jest mały wydatek, więc mierzmy siły na zamiary. Jeśli uda nam się w czasie rozwinąć do tego stopnia, że biuro będzie potrzebne i znajdą się na to środki, to nie mam nic przeciwko. Na ten moment jest to niepotrzebne. Jesteśmy w stanie negocjować z potencjalnymi sponsorami. Marketing nie jest tani, a bez marketingu nigdzie nie zajdziemy. Jakakolwiek pomoc sponsorska się przyda – tłumaczył dla  „Kanału Sportowego” Mateusz Pilecki, prezes „To My Polacy!”.

Zasady równe dla wszystkich

Na świątynię fanatyków polskiej kadry wybrano sektor D15, który znajduje się za bramką. Po drugiej stronie stadionu mieści się sektor dla kibiców przyjezdnych. Jak się okazuje, członkowie stowarzyszenia nie mieli zagwarantowanych wejściówek, przez co musieli kupić bilety w tym samym czasie oraz w tej samej cenie co każdy inny kibic. Sektor D15 był otwarty dla wszystkich chętnych, którzy chcieli aktywnie wspierać zespół.

Ponadto aktywny w mediach Mateusz Pilecki zachęcał do dołączenia do stowarzyszenia za pomocą wypełnienia formularza znajdującego się na stronie grupy.

Pomysł zorganizowanego dopingu spodobał się nawet samemu Robertowi Lewandowskiemu

Podczas konferencji prasowych poprzedzających mecze z Litwą i Maltą nie mogło zabraknąć wątków dotyczących trybun. Polscy piłkarze liczyli na to, że doping na Narodowym poniesie drużynę do dwóch zwycięstw.

PGE Narodowy zawsze był dla mnie wyjątkowym miejscem, choć nigdy nie było tu jakiegoś wielkiego dopingu. Pamiętam jeszcze Stadion Dziesięciolecia, bo nawet tam zdarzało mi się grać w piłkę. Każdy gol w tym miejscu zawsze mnie cieszy, bo to piękne chwile. Wsparcie kibiców napawa mnie wielką dumą – mówił Robert Lewandowski.

Mocniejszy doping? Lekki dreszczyk wręcz pojawił się na plecach. Zorganizowanie tego wsparcia może dać dodatkowe emocje i wsparcie. Jestem ciekaw, jak to będzie wyglądało. To może dodać nam dodatkowej mocy – dodał kapitan naszej reprezentacji.

Nie tylko „Lewy” zwracał uwagę, jak ważne w sporcie jest wsparcie z trybun. Głos w tej sprawie zabrał też między innymi Bartosz Slisz.

Polska ma wielki potencjał kibicowski i szkoda go marnować. Jestem ciekaw, jak będzie to wyglądało, bo takie wsparcie może dodać większej energii na murawie. Miło byłoby to poczuć na PGE Narodowym – pomocnik również wydawał się podekscytowany możliwością gry przed fanatyczną publicznością.

Przemarsz kibiców nie wypadł tak okazale jak na Euro

Dogadanie się ze Związkiem w sprawie pozwolenia na organizację zorganizowanego dopingu na Narodowym nie oznaczało samowolki. Mówił o tym sekretarz generalny federacji w rozmowie dla TVP Sport.

Przedstawiciele stowarzyszenia, które wyraziło chęć aktywizacji kibiców, zna wszystkie warunki, na jakich może działać, tzn. wykluczony jest dodatkowy system nagłaśniania czy pirotechnika – ogłosił Łukasz Wachowski.

Oczywiście podstawowych atrybutów zorganizowanego dopingu zabraknąć nie mogło. Bębny, flagi, megafony – to wszystko mogliśmy ujrzeć podczas wczorajszego spotkania. Dopingowanie drużyny narodowej z trybun poprzedził przemarsz. Polscy kibice zainteresowani aktywnym wspieraniem piłkarzy już od godziny 15:00 gromadzili się w jednym z barów przy Wybrzeżu Kościuszkowskim. Około godziny 18:30 grupa fanatyków ruszyła w kierunku stadionu.

Całość nie wyszła tak okazale jak podobne wydarzenia w trakcie poprzednich mistrzostw Europy. Są jednak pozytywne aspekty organizacji przemarszu. Spora ilość młodzieży i rodzin z dziećmi miała wreszcie możliwość uczestniczenia w wydarzeniu, które do tej pory było organizowane tylko przy okazji niektórych spotkań rozgrywanych za granicą. Trzeba docenić, że Polacy mieli możliwość dobrej zabawy, a przy okazji mogli wspierać swoją reprezentację.

Widać pozytywy, jednak do „Żylety” sporo brakuje

Doping na Narodowym wyglądał wczoraj lepiej niż wtedy, gdy na telebimach pojawiały się hasła w stylu „machajmy szalikami”. Jednak do atmosfery znanej ze stadionów PKO BP Ekstraklasy brakuje jeszcze wiele. Wpływ na poziom decybeli miała na pewno wielkość sektora. Kilkaset osób zasiadających w sektorze D15 nie jest w stanie przebić się z dopingiem mimo szczerych chęci. Zupełnie inaczej sprawa ma się podczas meczów ligowych, kiedy młynem jest nie jeden sektor, ale cała trybuna.

Kiedy pozostałe sektory nie włączają się do dopingu, trudno się dziwić, że z perspektywy telewidza nie zmieniło się prawie nic. Jeśli ktoś nie wiedział o całym przedsięwzięciu i postanowił obejrzeć starcie z Litwą, bardzo prawdopodobne, że nie poczuł żadnej różnicy względem poprzednich spotkań.

Wstydem dla polskich kibiców jest fakt, że na początku meczu w D15 dało się usłyszeć fanów reprezentacji Litwy zasiadających na przeciwległej stronie stadionu.

Jak informuje Przemysław Langier z Goal.pl, wśród osób chcących aktywnie dopingować Polaków znalazły się też przypadkowe osoby, które chciały po prostu obejrzeć mecz z Litwą na żywo, a o całym przedsięwzięciu ze zorganizowanym dopingiem na tym sektorze po prostu nie wiedziały.

Langier zwrócił też uwagę na pewną niekonsekwencję. W okolicach 75. minuty zaintonowano „Polska grać, k***a mać”, żeby trzy minuty później przypomnieć o wsparciu dla zawodników poprzez śpiewanie „Jesteśmy z wami”.

Stowarzyszeniu „To My Polacy!” nie udało się porwać tłumów. Stadion ożywił się jedynie po bramce oraz wtedy, gdy skandowano „Polska, Polska”. Tego typu sytuacje widzieliśmy już jednak w ostatnich latach, kiedy nikt jeszcze nie myślał o prowadzeniu zorganizowanego dopingu na kadrze.

Co dalej ze zorganizowanym dopingiem na Narodowym?

Po pierwszym spotkaniu ze zorganizowanym dopingiem na Narodowym wiemy jedno: drugiej „Żylety” na meczach kadry nie zrobimy. Oczywiście, całość wyglądała lepiej niż w poprzednich latach. Pojawiły się przyśpiewki, kibice machali flagami w narodowych barwach, cały stadion jakby żył nieco bardziej. Jest progres, lecz momenty, kiedy w sektorze, z którego jest prowadzony doping dla „Biało-czerwonych”, słychać Litwinów, są nieakceptowalne.

Dobrze, że doping na Narodowym doczekał się próby wskrzeszenia. Stowarzyszenie „To My Polacy!” wyszło z inicjatywą, chcąc aktywnie wspierać zespół. Może sporo rzeczy nie wyglądało tak, jak byśmy tego chcieli, ale trzeba się pogodzić z faktem, że dopóki PZPN nie dogada się z fanatykami ubarwiającymi mecze polskich klubów, najprawdopodobniej na PGE Narodowym nie zobaczymy dopingu, który przyprawia rywali o dreszcze.

Sektor D15 nigdy nie będzie drugą „Torcidą” czy „Kotłem”. Niemniej jednak warto pochwalić stowarzyszenie za chęci. Przemarsz oraz sam doping w trakcie meczu trzeba jeszcze dopracować, jednak dobrze, że podjęto jakieś kroki. Stowarzyszenie dogadało się z PZPN-em na organizację dopingu jedynie na meczach z Litwą i Maltą, lecz oczywiście istnieje możliwość kontynuowania współpracy.

Mamy nadzieję, że umowa zostanie przedłużona i że mocny doping zagości na Stadionie Narodowym na długie lata – mówił dla Weszło przed spotkaniem z Litwą Mateusz Pilecki, prezes „To My Polacy!”.

Pozostaje jedynie kibicować, by pomysł został dopracowany i spełnił oczekiwania. Najbliższa szansa do poprawy nadarzy się już w poniedziałek o godzinie 20:45, kiedy do Warszawy przyjedzie reprezentacja Malty.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze